Pasmo Łososińskie, Sałasz i Jaworz
Przebieg trasy:
Nowy Sącz - Marcinkowice - Chomranice - Męcina - Pisarzowa - Mordarka - Sarczyn - Przełęcz pod Sałaszem (670 m.n.p.m.) - Sałasz Zachodni (763 m.n.p.m.) - Sałasz (909 m.n.p.m.) - Jaworz (Kretówka)(921 m.n.p.m.) - Babia Góra (728 m.n.p.m.) - Skrzętla-Rejówka - Świdnik - Tęgoborze - Kurów - Nowy Sącz
Opis trasy:
To będzie ciekawa wycieczka, koniec października, rankiem temperatury minusowe, po południu nie wiele wyższe. Wstajemy o bardzo przyzwoitej godzinie, wyjazd mamy zaplanowany na godzinę 10. Do naszej grupy dołącza jeszcze jeden uczestnik - Arek. Tata planował trasę, wiemy tylko, że coś nowego inny kierunek niż zwykle, podobno obłędne widoki. Pogoda ma być na mur beton słoneczna, niebo bezchmurne, sprawdzona na wszystkich możliwych portalach meteo. Pełni entuzjazmu wyjeżdżamy we mgle, wiedząc, że zaraz opadnie i pojawi się słońce.
Z Nowego Sącza wyjeżdżamy przez most na Helenie, ulicą Krakowską do Chełmca. Na skrzyżowaniu w Chełmcu podejmujemy decyzje, z powodu dużego ruchu na Wysokie (krótsza trasa) skręcamy w prawo i jedziemy na Marcinkowice. Pierwsze podjazdy, zaczyna wychodzić słoneczko, robi się nasza upragniona piękna pogoda. Wcale się nie użalam ale chciałabym zwrócić uwagę, że dwa dni wcześniej poszłam na obowiązkowe szczepienie i zamiast jeden raz, kłuta byłam dwa razy. Panie pielęgniarki dobrodusznie stwierdziły, że nie będą mnie wzywać jak będę miała 16 lat, tylko od razu teraz zaszczepią mnie na jeszcze coś. Nie ukrywam, ręka cały czas bolała, więc byłam lekko rozdrażniona, ale nie wyobrażacie sobie jak bardzo chciałam jechać. Pierwsze wzniesienia i zjazdy poszły gładko, no może podjazd trochę mniej gładko ale po asfalcie zjeżdżało się super. Kolejne miasta mijamy szybko bez większych atrakcji, auta omijają nas szerokim łukiem, ciężarówki również.
W Męcinie krotki postój, ciepła herbata jakaś kanapka i już jedziemy dalej. Podczas naszego postoju zauważamy, że nasze słoneczko, które przebijało się przez chmury już się jakby nie przebija i jest po prostu zimno. Ten postój był naprawdę w dobrym miejscu, bo przed nami podjazd do Pisarzowej. Po dojechaniu do wspomnianej wcześniej Pisarzowej czeka nas przejazd pod wiaduktem w Mordarce, zaraz za którym są dwa zjazdy w prawo - w tym drugi na Sarczyn - tam skręcamy. Skupieni nad podjazdem i zamyśleni jakby tu odpowiednio rozplanować siły przegapiamy nasz zjazd... To było do przewidzenia :-) - Przynajmniej teraz kawałek z górki. Skręt na Sarczyn tutaj już prawie w ogóle nie napotykamy aut, jedziemy wąską drogą asfaltową, bardzo spokojnie. Na drodze zupełna cisza, albo wszyscy postanowili siedzieć w domach, albo gdzieś powyjeżdżali, bo droga była po prostu pusta - można było jechać parami, obok siebie, a nawet trawersami. Nie jest tu płasko - raz podjazdy, raz niewielkie zjazdy, ale trzeba nastawić się głownie na podjazdy. Taka trasa prowadzi nas cały czas przez Włodarczykówkę aż do Molówki, gdzie wkraczamy na niebieski szlak turystyczny pieszy.
Na naszej trasie "odkrywamy" wyciąg narciarski - to na Łysą Górę, co prawda cały czas w przebudowie, ale może to być fajna miejscówka na zimę. Wracając do niebieskiego szlaku, zaczyna się on od stromego podjazdu, który (pomimo iż po asfalcie) wydaje się nie do pokonania. Teraz dwa zjazdy prowadzące w dół drogą szutrową i niejasno oznakowana ścieżka pozostawiająca wiele do życzenia w górę przez las.
(dodano lipiec 2012) Modyfikacja trasy: wariant bez pchania niebieskim szlakiem ale z rezygnacją ze zdobycia Sałaszu Małego (Zachodniego). Zamiast pchać się na niebieski szlak, jedziemy dalej szeroką drogą szutrową, aż dotrzemy do czarnego szlaku pieszego. Teraz w prawo na czarny szlak, który pnie sie łagodnym trawersem i prowadzi nas na grzbiet pasma łącząc się z niebieskim szlakiem pieszym tuż przed szczytem Sałaszu, opuszczając pchanie pod Sałasz Zachodni. Tu pozdrawiamy "Kolegę z Bacówki nad Wierchomlą", który (słusznie!) zaproponował taki wariant trasy - pozdrawiamy! (koniec dodatku). Powracając do niebieskiego szlaku na Sałasz Zachodni (Mały) ...
Zgadujemy do dwóch, gdzie teraz. Jakby się zastanowić, to od razu powinnam wnieś rower na zbocze gdzie dalej prowadzi szlak niebieski, czyli w las. Ostatnia nadzieja w Arku - spróbujmy tą drogą szutrową przed nami, nie ma ona co prawda oznakowania ale może łączy się z tym szlakiem co potrzebujemy. Stąd nasza wycieczka wydłużyła się o kolejne kilkaset metrów w te i z powrotem do rozgałęzienia szlaków. Więc już jesteśmy pewni , ruszamy na szlak niebieski, wydeptanymi trawersami (trudno było powiedzieć o tym "Ścieżka" ), pod górę. Tu nie ma co marzyć o jeździe na rowerze, pchanie roweru - (chociaż w tych warunkach i tak bardzo ciężkie) wydaje się być optymalnym rozwiązaniem. Po męczącym (zwłaszcza z bolącą ręką) pchaniu naszych bike'ów widzimy jakąś polankę, niestety nic poza tym. Reszta po prostu nie była widoczna dlatego, że nasze kapryśne słoneczko wcale nie chciało się ruszyć zza chmur, obalając wszelkie prognozy pogody, a przejrzystość powietrza pozostawiała wiele do życzenia. Widzimy rozgałęzienie dróg : jedna w miarę do jazdy, "poboczem" lasu, druga w samym lesie. Niewiele widzimy. Arek poszedł na zwiady. Słychać było tylko dialog mojego taty z Arkiem. "No to musimy jechać tamtędy w górę, w las "- stwierdził tata. Usłyszałam śmiech Arka : " na pewno tędy i na pewno w górę ale nie jestem pewny czy aby na pewno jechać ". I znowu pchamy nasze rowerki pod górę, po ruchomych kamieniach i pomiędzy ciasno rozmieszczonymi drzewami.
Jest! jesteśmy na szczycie i co? Widzimy ławeczki i zadaszony stolik. Czas na postój, trzeba będzie coś zjeść i napić się. Przybita tabliczka obwieszcza nam, że jesteśmy na wzniesieniu Mały Sałasz ( Sałasz Zachodni 763 m n.p.m.). Jest super odpoczywamy po wyczerpującym pchaniu. Nagle robi się coraz chłodniej, na górę prosto przed nami zaczyna się wspinać chmura zimnego powietrza, zostawiając za sobą skąpane w szronie trawki i otulając nas mgłą. Czuję się jak w horrorze, widoczność spada do kilku metrów , jest zimno i cicho. Z mamą zakładamy drugie rękawiczki, nastawiamy się mentalnie, przerażenie, dookoła głucha cisza nic nie widać, nic nie słychać. Jedyne pocieszenie to to, że jesteśmy już na grani i możemy bez problemu jechać na rowerach, rozgrzejemy się.
Po kilkudziesięciu metrach zaczynam się przyzwyczajać do mgły i powoli uczucie strachu zostaje wyparte przez zadowolenie z jazdy na rowerze w tym mrocznym klimacie. Jest naprawdę niepowtarzalnie i dziwnie ale przyjemnie, Arek odjeżdża od nas i zaczyna krzyczeć w niebogłosy, przez chwilę nawet się wystraszyłam, ale mama w śmiech: " nie martw się jak cos zjadło Arka to przynajmniej będzie pojedzone i zostawi nas w spokoju". Ale zabawne! Jedziemy dalej, trasa naprawdę super, gdyby nie mgła to widoki musiały by być niezapomniane. Tata obrazowo we mgle stara się nam nakreślić co w którym miejscu byśmy widzieli, tak naprawdę wymagało by to wiele wyobraźni żeby w białej plamie mgły widzieć to o czym on mówi. Leśną drogą lawirując pomiędzy wielkimi kałużami błota przejeżdżamy przez Sałasz (909 m n.p.m.) i dalej na Jaworz (Kretówka)(921 m n.p.m) trasa naprawdę warta przejechania nawet kosztem początkowego pchania. Na pewno do powtórnego przejazdu w lepszych warunkach atmosferycznych.
Jedziemy dalej i przed nami cywilizacja :-), jakaś wieża widokowa, najprawdopodobniej niedawno postawiona - tak, to wieża w Męcinie, jej budowa została ukończona we wrześniu b.r. (2011), w planach miała mieć 40m wysokości ale chyba im nie wyszło, bo wydaje się nie taka wysoka. Trzeba na nią wejść, przecież dzisiejsze widoki pozostaną nam długo w pamięci ;-). U góry widoczność jest jeszcze gorsza jak by się uparł to nie widać ziemi, po prostu jestem w chmurach.
Ubitą drogą poruszamy się dalej i najwidoczniej nie jesteśmy jedynymi ludźmi na świecie jak się wydawało od Sarczyna poprzez całą dotychczasowo przejechaną trasę, bo słyszymy jakieś głosy. Jadąc podczas ciszy we mgle czasami się zdawało, że nawet jakby wszyscy ludzie wyginęli to byśmy o tym nie wiedzieli. Na całym szlaku nie było żywego ducha - zresztą jakbyśmy wiedzieli, że będzie taka pogoda, to najprawdopodobniej nasza trasa tez by tędy nie biegła . Ale w ogóle nie żałujemy tego wyboru, przeżycie z zupełnie innej bajki. Wyjeżdżamy z lasu i przed nami wyrasta kościół na rozwidleniu dróg asfaltowych, my podążamy tą w lewo na Skrzętlą- Rojówkę. Zjeżdża się super, tylko strasznie zimno, dobrze, że mamy odpowiednią odzież bo wiatr przewiał by nas całkowicie, ja jeszcze musiałam założyć chustę na buzię - i jazda . Krótki postój orientacyjny i mama pokazuje mi szron na okularach który powstał podczas naszego zjazdu, to chyba najbardziej obrazuje temperaturę powietrza. Kolejne rozwidlenie, na którym kierujemy się w lewo na Świdnik aby dojechać do drogi krajowej numer 75. Po kilku minutach osiągamy cel i lądujemy w Tęgoborzy. Stąd w tłumie aut, główną drogą asfaltową wracamy do Nowego Sącza po drodze mijając Kurów i Wielogłowy. Wycieczka ta kosztowała mnie wiele wysiłku, jazda we mgle i zupełnej ciszy pobudzała bardzo wyobraźnie, ale jednego jestem pewna - tak łatwo to jej nie zapomnę i nie zamieniłabym jej na 5 innych wycieczek w ładnej pogodzie!
Pobierz trasę wycieczki w formie śladu GPS:
dla Kamap i Google Map format *.kml
dla innych format *.gpx
Najedź myszką na wykres wysokości terenu (profil trasy) i przesuwaj wskaźnik od lewej strony wykresu do prawej a zobaczysz, w którym punkcie podróży będzie z górki a w którym pod górkę.