Góry Hańczowskie i Pasmo Graniczne - Beskid Niski
Przebieg trasy:
Nowy Sącz - Wysowa Zdrój - Blechnarka - Regietów Wyżny - Beskidek (Pasmo Graniczne) - Konieczna - Radocyna - Przeł. Pod Zajęczym Wierchem - Pasmo Graniczne - Przeł. Beskid nad Ożenną - Ożenna - Wyszowatka - Radocyna - Lipna - Zdynia - Smerekowiec - Kwiatoń - Skwirtne - Hańczowa - Wysowa Zd. - Nowy Sącz
Opis trasy:
Środek lata, temperatury jak przystało na lato, czyli 15 stopni Celsjusza ;-). Naprawdę, środek wakacji, a my na naszą wycieczkę rowerową zbieramy ze sobą jesienne kurtki - masakra. Na dziś zaplanowany Beskid Niski, trasę zaczynamy od Wysowej Zdrój, do której dotarliśmy autem. W miejscu startu powitała nas mżawka, mająca za nic nasze plany rowerowe. Postanawiamy również nie zwracać na nią uwagi i ruszamy szlakiem rowerowym w kierunku Blechnarki, tak się zaczyna nasza dzisiejsza przygoda. Pierwsza niespodzianka na szlaku to podjazd z Blechnarki w kierunku Regietowa Wyżnego. Nie spodziewałam się, że na niezbyt wysoką górkę nie damy rady wyjechać, chociaż wcale nie zawodzi nas kondycja. To fenomenalne gliniaste podłoże, które w połączeniu z mżawką zachowywało się lepiej niż niejedna ślizgawka. Mama pedałująca na rowerze i nie wykonująca żadnego ruchu w przód, niczym na trenażerze - widok bezcenny.
Udało się! Jesteśmy na górze, podążamy cały czas szlakiem rowerowym w kierunku Regietowa Wyżnego. Pogoda dalej nas nie rozpieszcza, może podłoże trochę się zmieniło. Glinę od czasu do czasu przykrywają mokre liście z zeszłorocznej jesieni.
Poza tym trasa całkiem przyjemna i szybka, a zjazd po glinie (miejscami rozjeżdżonej przez sprzęt ciężki), wydawał się prawie kontrolowany. A "prawie" - jak wszyscy wiemy robi wielką różnicę. Od dzisiaj mama ma zakaz odzywania się podczas wycieczek. Podczas zjazdu złośliwie się uśmiechała mówiąc, że do pełni szczęścia brakuje nam strumyczka przepływającego przez trasę i rozmoczonego "kaczego mydła", które potrafi być bardziej śliskie od naszej gliny. Nostradamus od siedmiu boleści. Kawałek dalej napotkaliśmy te przyjemności i co gorsza, nie byliśmy w stanie ich ominąć. Patrzmy na plusy - teraz nic nie jest nam straszne ;-).
Dojechaliśmy szlakiem rowerowym do Regietowa Wyżnego.
Zaplanowana trasa miała prowadzić teraz szlakiem konnym. Kolejna niespodzianka - na naszej drodze stoi pastuch (ten elektryczny oczywiście), a za nim pasie się stado koni, liczebnością przywodzące na myśl bitwę pod Grunwaldem, tylko gdzieś jeźdźców wcięło. Koniki to Hucuły z pobliskiej stadniny Gładyszów. Zanim sforsujemy ogrodzenie, tata, jako głowa rodziny sprawdza poziom napięcia. Trochę podskoczył, ale żyje, więc jedziemy dalej. Omijamy stado szerokim łukiem i pchamy się prosto pod górę. Wnioskując po minach koni, musiały mieć z nas niezły polew. Dochodzimy do górnej części ogrodzenia na końcu pastwiska, przed szczytem Jaworzyny Konieczniańskiej. Oznakowania szlaku konnego widniejące na słupkach ogrodzenia, wodzą nas na lewo i na prawo. Po zrobieniu z 3 kilometrów w te i z powrotem, obieramy drogę na azymut przez las. Tak, z rowerami, cały czas mamy je ze sobą, co z tego, że na plecach, ale ciśniemy do przodu. Przejście przez las bez żadnych ścieżek ma swoje plusy - czyli masę poziomek i jeżyn (to chyba tyle). Przedzieramy się przez drzewa, krzaki, jeżyny i zarośla, i tu sprawdza się porzekadło "koń by się uśmiał", nagle ni stąd, ni z owąd wypadamy na szeroką, ubitą leśną drogę. Tak na marginesie, nic nie dołuje bardziej niż myśl, że ta droga gdzieś musiała mieć swój początek.
Pogoda zaczęła się poprawiać, słońce powoli wychodziło zza chmur, wreszcie wszystko zaczyna być na naszą korzyść. Na początku droga była sucha i szeroka, później już mniej sucha i mniej szeroka, a przed dotarciem do czerwonego szlaku, biegnącego Pasmem Granicznym obydwa te określenia poszły w zapomnienie.
Zaczął się dramat błotny. Następnie błoto zmieniło się w zarośla. Myśleliśmy, że nie dotarliśmy do połączenia konnego szlaku z niebieskim i czerwonym granicznym. Jednak wśród chaszczy, przez które się przedzieramy zauważamy wyraźne oznakowania niebieskiego i czerwonego szlaku, krzyczące "tu jesteśmy!".
W związku z zaistniałą sytuacją spuszczamy pokornie głowy, co u mamy skutkuje znalezieniem pokaźnych rozmiarów borowika.
Kilkadziesiąt metrów dalej zarośla zmieniają się w piękny singletrack biegnący urokliwymi polanami o "bogatym kwiatostanie". Istny raj dla rowerzystów górskich. Wąska ścieżka robi się coraz bardziej szeroka i coraz gładsza. Jedzie się lepiej niż po niejednym asfalcie. Tak przejechane kilometry mijają stanowczo za szybko.
Tuż przed Konieczną zatrzymujemy się na pięknym, starym cmentarzu wojennym nr 46 - przed przełęczą Beskidek (Dujava). Tutaj chwila postoju i refleksji, miejsce wywiera wrażenie, jest magiczne, piękne, tajemnicze, ale zarazem smutne. Ruszamy dalej czerwonym szlakiem w Paśmie Granicznym, którym jedzie się niesamowicie. Po niecałym kilometrze ścieżkę przecina nam asfalt. Właśnie wypadliśmy na Słowacką część starego przejścia granicznego w Koniecznej.
Tutaj pedałujemy kawałek asfaltem w kierunku Polski :-), by po chwili skręcić w prawo i pchać się w górę szutrówką w kierunku Radocyny. Oczywiście cały czas podążamy szlakiem rowerowym. Droga leśna, szeroka, ubita umożliwia szybką jazdę i podziwianie windowsowskich widoczków. Po około 3 km docieramy do Radocyny, szlak rowerowy odchodzi w lewo (do bazy namiotowej w Radocynie), a my odbijamy w prawo kierując się za oznaczeniami ścieżki przyrodniczej i zielonego szlaku pieszego.
Po chwili zatrzymujemy się na kolejnym cmentarzu wojennym tym razem nr 43, jest on umiejscowiony kilkadziesiąt kroków od drogi polnej , którą podążamy. Jedziemy szlakiem zielonym w kierunku Przełęczy pod Zajęczym Wierchem. Jedzie się dość przyjemnie, droga w miarę szeroka, ubita, z nielicznymi luźnymi kamieniami. Im dalej, tym robi się węższa, w końcu odbija łukiem w lewo, ale my kierujemy się prosto przez zarośla, pola i knieje, aby dotrzeć do czerwonego i niebieskiego szlaku granicznego.
Mamy szczęście, przed nami w trawie do pasa słabiutki ślad jakby ktoś znający drogę właśnie tędy przejechał na rowerze. Z dozą nieśmiałości ruszamy przez przepiękną łąkę.
Po chwili naszym oczom pojawia się słup z oznakowaniem szlaków, udało się, dotarliśmy na Przełęcz po Zajęczym Wierchem, jesteśmy na Paśmie Granicznym. Rozochoceni niedawno przebytym kawałkiem szlaku czerwonego nie możemy się doczekać drogi leśnej, a tu niespodzianka cały ten szlak do momentu wyjazdu na asfalt w przełęczy Beskid nad Ożenną, to wąski, leśny singielek. Ścieżka przeplatana jest od czasu do czasu małymi mokradłami zasilanymi z pobliskich źródełek. Dookoła otaczają nas wysokie krzewy jeżyn łapiące nas za nogi i równie wysokie pokrzywy. Przemyślenia: trzeba było ubrać długie spodnie. Generalnie niezła frajda z jazdy. Asfalt pojawia się niespodziewanie, o czym oznajmia wyłaniający się z zarośli znak drogowy. Jesteśmy na Przełęczy Beskid nad Ożenną.
W sklepiku w Ożennej uzupełniamy zapasy i kierujemy się do wsi Grab. Tam odbijamy w lewo na Wyszowatkę i szeroką szutrówką wracamy do Radocyny. Po pokonaniu Wisłoka, skręcamy w lewo, a następnie w prawo i dalej szeroką bitą drogą udajemy się w kierunku terenów festiwalowych Łemkowskiej Watry w Zdyni. Przejazd tą trasą, jest szybki i sprawny, nie spodziewaliśmy się jedynie takiego ruchu od strony terenów festiwalowych. Wszystko się wyjaśnia w momencie dotarcia na miejsce. Takiej impry to już dawno nie widzieliśmy. Na rynku sądeckim, podczas Sylwestra jest chyba mniej ludzi. Zjeżdżamy do Zdyni, mając nadzieję że przy wyjeździe z terenów festiwalowych nie każą nam pokazywać jakiś biletów wstępu. Podążamy w kierunku przysiółka Smerekowiec robi się coraz później, ciśniemy coraz mocniej, mama cieszy się, że jeszcze kapcia nigdy nie złapała i zgadnijcie co - złapała właśnie teraz! Kolejne minuty wyjęte z wycieczki na zmianę dętki, teraz to dopiero musimy cisnąć, ale przecież przed nami już sam asfalt, damy radę. Przegapiliśmy przez to zjazd w lewo do Smerekowca i robimy kilka dodatkowych kilometrów przez Beniówkę. I tu kolejna niespodzianka, na odcinku Beniówka - Smerekowiec asfaltu brak. Nie wiem, czy już zwinęli na noc, bo późno się robi, czy jeszcze nie zdążyli rozłożyć przed niedzielą :-). W tumanach kurzu wzniecanych przez przejeżdżające auta pedałujemy dalej do Kwiatonia.
W Kwiatoniu miła niespodzianka, do Hańczowej miał być szuter, a jest piękny, wąski, "unijny" asfalcik. Bardzo dobrze, bo trzeba było popedałować trochę mocniej pod górę, a do Wysowej jeszcze kawałek. Zapada piękna, cicha beskidzka noc
W Hańczowej chwila zastanowienia, skręcamy w prawo na mostek, a po chwili wyskakujemy na główną drogę do Wysowej, gdzie dzielnie czekało nasze autko, które nocną porą zabrało nas do domu.
Pobierz trasę wycieczki w formie śladu GPS:
dla Google Map i Kamap format *.kml
dla Garmin format *.gpx
Najedź myszką na wykres wysokości terenu (profil trasy) i przesuwaj wskaźnik od lewej strony wykresu do prawej a zobaczysz, w którym punkcie podróży będzie z górki a w którym pod górkę.